Inwestowanie na rynku akcji jest w mojej opinii łatwiejsze od inwestowania na innych rynkach finansowych, z którymi inwestor ma na co dzień kontakt. Nie oznacza to jednak, że inwestowanie na giełdzie jest proste. Wręcz przeciwnie, i w tym przypadku trzeba się wykazać nie lada wiedzą, predyspozycjami i umiejętnościami. Co zatem powinien wiedzieć początkujący inwestor zanim spróbuje zmierzyć się z rynkiem giełdowym?
Kryterium płynności
Pierwszą podstawową różnicą pomiędzy rynkiem akcji a pozostałymi rynkami finansowymi jest płynność, czyli wielkość obrotów. Niestety rynek giełdowy jest zdecydowanie płytszy od np. rynku walutowego czy rynku surowcowego. Między innymi z tego powodu na rynku akcji analiza techniczna nie zawsze jest skuteczna. Należy pamiętać, że im rynek jest bardziej płynny, tym analiza techniczna (AT) jest skuteczniejsza. Wobec tego, jeżeli inwestor giełdowy zamierza zainwestować w daną spółkę, to najpierw musi się upewnić, czy jej płynność umożliwia dokonanie analizy technicznej. Najbezpieczniejsze pod tym kątem są te znajdujące się w gronie tzw. blue chipów, czyli wchodzące w skład indeksu WIG20. Nie oznacza to jednak, że analitycy techniczni muszą się ograniczać tylko i wyłącznie do dwudziestu spółek. Oczywiście tych, które gwarantują bezpieczną płynność jest zdecydowanie więcej. Dla mnie takim wyznacznikiem płynności jest wartość dziennego obrotu przekraczająca 1 milion złotych. Muszę tutaj jednak zaznaczyć, że nie interesuje mnie jednorazowy wyskok obrotów. Kryterium zostaje spełnione, jeżeli przez dłuższy czas np. miesiąc, wartość obrotów przekracza wspomnianą wielkość. Niemniej i mnie zdarzają się sytuacje, w których interesuję się spółkami z dziennymi obrotami znacznie mniejszymi od miliona złotych. Zawsze jednak mam na uwadze to, że inwestycja w taką spółkę jest zdecydowanie bardziej ryzykowna niż w tę, która spełnia wspomniane wcześniej kryterium.
Obrót to jednak nie wszystko. Bardzo ważne jest również to, aby swoim kapitałem nie kształtować „rzeczywistości”. W związku z tym wyznaję zasadę, że nie wchodzę w daną spółkę, jeżeli samodzielnie mogę mocniej zachwiać jej kursem. Nie jest bowiem sztuką otworzyć potężną pozycję na spółce i wyciągnąć przy okazji jej kurs kilkadziesiąt procent w górę, a później mieć problem z zamknięciem pozycji. Dlatego też starajmy się nie wchodzić w spółkę znaczną ilością kapitału, czyli np. taką, która przekracza 15% średniego dziennego obrotu na danej spółce. Unikniemy w ten sposób sytuacji, w której nikt nie będzie chciał odkupić od nas akcji i pozostaniemy z dużym pakietem akcji danej spółki przez dłuższy czas.
Spadające noże, czy warto?
Wielu inwestorów często pyta mnie o to, czy warto łapać tzw. „spadające noże”, czyli spółki, które od dłuższego czasu poruszają się w trendzie spadkowym. Odpowiadam wówczas, że w takim przypadku istnieje spore ryzyko, że się owymi nożami pokaleczymy. W związku z tym odradzam kupowanie spółek, które poruszają się w trendzie spadkowym albo które są w powszechnej opinii „tanie”. Wyjątkiem od tej reguły może być tylko i wyłącznie głębsza analiza fundamentalna, z której będzie wynikać, że spółka jest niedowartościowana bądź ma przed sobą perspektywy wzrostu. Dopiero w takiej sytuacji mogę się daną spółką zainteresować. Niemniej z punktu widzenia inwestora głównie technicznego takich spółek po prostu nie ruszam. Proszę nie zapominać, że nigdy nie jest tak tanio, żeby nie mogło być taniej i nigdy nie jest tak drogo, żeby nie mogło być drożej.
Analiza techniczna + analiza fundamentalna!
Skoro już poruszyliśmy kwestię analizy fundamentalnej, to pragnę przypomnieć o jednej rzeczy. Mianowicie rynek akcji jest jednym z tych, w których analiza fundamentalna ma dla mnie pewne znaczenie. Co prawda, nigdy nie podejmuję decyzji inwestycyjnej na podstawie analizy fundamentalnej, ale jej wskazania są dla mnie pewnym wyznacznikiem.
Mam tutaj na myśli ryzyko zapatrzenia się na wykres i pominięcie tego, co się dzieje realnie w spółce. Ze względów bezpieczeństwa mojej psychiki i portfela, zanim zainteresuję się daną spółką na poważnie, zawsze upewniam się, czy nie jest ona kolosem na glinianych nogach. Sprawdzam zatem, czy podstawowe wskaźniki analizy fundamentalnej mówią mi, że spółka w okresie utrzymywania otwartej pozycji nie powinna zbankrutować.
Warto przy tej okazji przyjrzeć się nieco bliżej branży, w której działa spółka. Powinniśmy poznać jej specyfikę i perspektywy rozwoju. Na pewno nie zaszkodzi także zapoznanie się z produktem, który wytwarza interesująca nas spółka. Jeżeli będzie taka możliwość, to powinniśmy również spróbować, czy owy produkt jest dobry. Podobnie czynił swego czasu Peter Lynch jeden z najsłynniejszych amerykańskich inwestorów. Zainwestował on w akcje firmy Hanes, ponieważ zobaczył, jak żona i jej koleżanki zachwycają się rajstopami produkowanymi przez tę spółkę. Nie pozbył się akcji nawet wtedy, gdy w sklepach pojawiły się rajstopy konkurencji i pozycja rynkowa Hanes była zagrożona. Inwestycja ta okazała się być bardzo zyskowna. Oczywiście nie mam tutaj na myśli kupowania produktów wszystkich spółek giełdowych. Chciałem tylko zwrócić uwagę na fakt, że zanim się zainteresujemy daną spółką dobrze jest wiedzieć, czym się ona na co dzień zajmuje. Z punktu widzenia analizy fundamentalnej interesuje mnie również to, kto siedzi w akcjonariacie. Czy są tam fundusze inwestycyjne, zarząd czy może osoby o dość wątpliwej reputacji. Jeżeli w akcjonariacie są osoby o złej reputacji, to nie chciałbym mieć z nimi nic wspólnego i nie inwestuję w taką spółkę. Dobrze jest, gdy w akcjonariacie są członkowie zarządu spółki. W mojej opinii im zarząd ma więcej akcji tym lepiej. Warto również sprawdzić, jakie ruchy wykonują osoby związane ze spółką, czy zwiększały ostatnio zaangażowanie, czy raczej je zmniejszały. Najlepiej jeżeli zwiększają swój stan posiadania bądź nie wykonują żadnych ruchów.
Zaznaczam jednak, że analiza fundamentalna pomaga mi tylko w dokonaniu wstępnego podziału spółek na te, które mnie kategorycznie nie interesują i te, którymi mogę się zainteresować pod kątem inwestycyjnym. Następnie przeglądam wykresy tych „lepszych” spółek giełdowych i tutaj dokonuję kolejnej selekcji, której celem jest znalezienie spółek wartościowych z punktu widzenia analizy technicznej i te już bacznie obserwuję.
Podsumowanie
Rynek akcji jest jednym z najwolniejszych rynków. Widać to choćby po zakresie wahań kursów spółek giełdowych. Rzadko zdarza się, żeby spółka zyskiwała albo traciła danego dnia 10% czy więcej. Oczywiście mam tutaj na myśli wspomniane spółki, których dzienny obrót przekracza milion złotych. W związku z tym, jeżeli ktoś chce się zainteresować rynkiem akcji, to musi się liczyć z tym, że wyniki inwestycyjne na poszczególnych transakcjach będą niższe niż w przypadku rynków OTC (Over The Counter) i instrumentów typu KRK (Kontrakt Różnic Kursowych). Nie wynika to oczywiście ze skali ruchu, ale z faktu, że na wspomnianych rynkach używa się dźwigni finansowej. Nie oznacza to jednak, że nie warto interesować się rynkiem akcji. Wręcz przeciwnie, fakt powolności rynku i tego, że nie ma na nim dźwigni czyni go zdecydowanie najbezpieczniejszym. Oczywiście pod warunkiem, że nie będziemy interesować się spółkami, których sytuacja finansowa jest niepewna, charakteryzującymi się niską płynnością lub których właściciele bądź zarząd mają bardzo wątpliwą reputację.